Uliczne zamieszki czy meksykańska impreza?

Meksykańskie imprezy i uliczne zamieszki mają kilka cech wspólnych: młodych mężczyzn z zakrytymi twarzami biegających w kłębach dymu, wszechobecny huk i skry sypiące się z wyrobów pirotechnicznych oraz tłumy gapiów. W czerwcu tego roku miałam okazję wziąć udział w obchodach dnia patrona w jednej z meksykańskich wiosek w stanie Guerrero i to czego doświadczyłam budziło we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony byłam zachwycona inwencją twórczą Meksykanów i ich skłonnością do zabawy, z drugiej zaś, byłam nieco zaniepokojona całkowitą samowolką w kwestii bezpieczeństwa.

IMG_4049
‚Ludzka wieża’

Pierwszą z atrakcji cieszącą się ogromną popularnością, acz okraszoną pewnym ryzykiem, jest wyścig po nagrody. Na głównym placu wzniesiony jest pal o wysokości około 7 metrów zwieńczony dobrami wszelkiej maści. Ich charakter i wartość są bardzo zróżnicowane – od papieru toaletowego, poprzez buty i ubrania, aż po sprzęt kuchenny. Aby dodatkowo utrudnić śmiałkom zadanie, pal wysmarowany jest tłuszczem zwierzęcym, przez co trudno się na nim utrzymać, za to można się nieźle ubrudzić (aby tego uniknąć mężczyźni na zdjęciu powyżej są bez koszulek).

Zazwyczaj pierwszymi chętnymi do wspięcia się po nagrody są lokalni pijaczkowie, którym procenty rekompensują braki masy mięśniowej i dodają odwagi. Jednak cała zabawa przemyślana jest tak, że nikt nie jest w stanie wspiąć się na samą górę w pojedynkę. Aby dosięgnąć nagród należy stworzyć ‚ludzką wieżę’. Przyznam, że było coś pięknego w oglądaniu jak obcy sobie mężczyźni z różnych grup społecznych (od pijaczków, po kogoś przywodzącego na myśl mafiosę) przyłączali się kolejno aby pomóc w wykonaniu zadania, a następnie dzielili się łupami. Niemniej jednak jako Europejka przyzwyczajona do wszelkiego rodzaju regulacji i wymagań dotyczących bezpieczeństwa, wzdrygałam się na samą myśl, że to przedsięwzięcie mogłoby zakończyć się tragedią, bo beton pod palem nie był w żaden sposób zabezpieczony, a w pobliżu nie było służb ratunkowych. Cóż, co kraj to obyczaj.

IMG_4062
‚Byczek’

Gwoździem programu, a zarazem elementem budzącym we mnie największy niepokój, były ‚byczki’. Są to konstrukcje z drewna przypominające kształtem byka z wmontowanymi elementami pirotechnicznymi. Ochotnik unosi nad sobą byka z którego sypią się iskry i wydobywa się dym, a jego zadaniem jest gonić skorych do zabawy młodzieniaszków. Przy okazji iskry spadają na tłum obserwujący zabawę oraz na stoiska z jedzeniem. Nikt się tym specjalnie nie przejmował, więc ja po chwili też przestałam się martwić ewentualnym pożarem lub ubytkiem na zdrowiu któregoś z uczestników wydarzenia. Jak szaleć, to szaleć.

Jako, że zazwyczaj zabawa nie kończy się na jednym byku (w tym przypadku było ich ponad dwadzieścia), uczestnicy zakrywają sobie twarze chustą by nie zatruć się dymem. Oprócz waloru rozrywkowego, ta zabawa ma też swoją funkcję – chłopcy mają szanse wykazać się odwagą i sprawnością. W ten sposób mają szansę zaskarbić sobie względy płci przeciwnej oraz zdobyć szacunek na ‚dzielni’. Dziewczęta również mogą brać udział w zabawie zarówno jako goniące jak i uciekające. Mnie także zaproponowano udział w tym przedsięwzięciu, ale jakoś nie mogłam się przemóc. Wizja spalonych włosów lub zapalenia oka jakoś niespecjalnie mnie zachęcała. Wolałam oglądać widowisko z bezpiecznej odległości.

IMG_4095
Moja sceptyczna mina i ‚zamek’ w tle

Ostatnią atrakcją obchodów jest uruchomienie ‚zamku’. Jest to konstrukcja podobna to ‚byczka’, tylko że ruchoma i na większą skalę. Meksykańskim zwyczajem, konstrukcja ta jest nieogrodzona oraz umiejscowiona blisko ludzi i drzew. Co gorsza, ekipa odpowiedzialna za jej montaż to często przypadkowi ludzie. Huk wystrzelanych ładunków był taki, że większość widzów miała zatkane uszy, by móc go wytrzymać. Co więcej, co jakiś czas spadały na nas ikry które boleśnie parzyły skórę. Jeśli jednak pominąć te niedogodności – widowisko było niesamowite. Jest to ulubiony element obchodów P. i był przeszczęśliwy że wreszcie mógł mi go pokazać.

Od dłuższego czasu marzyłam o wzięciu udziału w Meksykańskiej wiejskiej imprezie  i nie zawiodłam się – było niesamowicie. Meksykanie może i traktują zasady bezpieczeństwa po macoszemu, ale zdecydowanie wiedzą jak się bawić! Na moje uwagi odnośnie zaniedbania zasad bezpieczeństwa P. prychał i odpowiadał że nikt nie jest na tyle głupi by podchodzić zbyt blisko do pirotechnicznych konstrukcji i jeszcze się nie zdarzyło żeby ktoś umarł. Może to i racja. To z kolei budzi refleksję na temat tego, czy my przypadkiem nie przesadzamy ustalając te wszystkie zasady, zakazy i ograniczenia, tym samym wątpiąc w nasz instynkt zachowawczy i zdrowy rozsądek. Meksykanie są przyzwyczajani do zachowania ostrożności w takich sytuacjach od małego i można powiedzieć, że w ten sposób pielęgnują w sobie uważność i rozwagę. Co tym sądzicie?

W ramach obchodów miały miejsce również inne wydarzenia i atrakcje – tradycyjne tańce, śpiewy i konkursy, o nich jednak opowiem Wam innym razem!